Najbliższy rok nie przedstawia się różowo dla producentów świń

Pierwsze dni nowego roku to zwykle czas planów, prognoz i oczekiwań. Postarajmy się zatem o pobieżną analizę tego, jak w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy układać mogą się losy rynku wieprzowiny. Niestety patrząc na miniony rok trudno o optymizm. W ostatnich miesiącach na rynku zadziałało bowiem kilka czynników, które to w konsekwencji doprowadziły do dramatycznie niskiej opłacalności produkcji. Szerzej na ten temat pisaliśmy tutaj:

Kluczem do poznania najważniejszych problemów unijnej produkcji żywca wieprzowego jest zrozumienie zjawiska nadprodukcji. Obecnie Unia Europejska produkuje na poziomie około 112 proc. własnych potrzeb. Oznacza to, że co dziewiąta świnia wyhodowana w krajach UE powinna wyjechać poza jej granice. Konkurencja na globalnym rynku jest jednak bardzo silna. Ze względu na wyższe koszty produkcji (związane choćby z koniecznością importu poekstrakcyjnej śruty sojowej, wysokim kosztem pracy, czy restrykcyjnymi wymogami dotyczącymi ochrony środowiska i dobrostanu zwierząt) unijna wieprzowina wciąż jest bowiem relatywnie droga. Pomimo wciąż dużego zainteresowania rynków wschodnich importem mięsa wieprzowego, zamiast mięsa pochodzącego z Europy, coraz częściej na rynki azjatyckie trafia wieprzowina pochodząca z USA, Kanady czy Brazylii. Problemy z eksportem wynikają także z obecności afrykańskiego pomoru świń w niektórych krajach UE.  Prawdziwy dramat może się wydarzyć w momencie rozszerzenia się epizootii ASF na któreś z państw będących wiodącymi producentami żywca w Europie. W chwili obecnej nie jest to wcale niemożliwe. We wrześniu przypadki pomoru potwierdzono w Belgii, w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów od granic Niemiec i Francji. Jeżeli samo wystąpienie ASF na obszarze Belgii (która nie należy wszak do ścisłej czołówki unijnych potentatów w produkcji wieprzowiny) wywołało silne tąpnięcie na rynku, co może się wydarzyć gdy pomór dotrze do Niemiec, Hiszpanii czy Danii?

Na krajowym „podwórku” problemem numer jeden wciąż pozostaje afrykański pomór świń, niemniej dramatycznie niska opłacalność produkcji, z jaką mierzymy się obecnie wynika również z wysokiego importu wieprzowiny. Brak jeszcze potwierdzonych danych dotyczących ilości mięsa i żywych zwierząt jakie wwieziono do naszego kraju w ostatnim kwartale minionego roku, obserwując jednak to co dzieje się na rynku oczekiwać należy że będą one niestety rekordowe. Tym samym dochodzi do kuriozalnych wręcz sytuacji, kiedy to zakłady przetwórcze preferują import tuczników, drastycznie ograniczając przy tym skup zwierząt od lokalnych producentów, lub całkowicie zeń rezygnując. Niestety brak jest obecnie prawnych instrumentów które pozwoliłyby na ograniczenie przywozu wieprzowiny czy żywych świń do naszego kraju. Funkcjonujemy wszak na wspólnym rynku, i póki są ku temu możliwości, przetwórcy mięsa zawsze wybiorą tańszy surowiec.

Światełkiem w tunelu wydawać się mogą dane z połowy listopada, mówiące o stopniowym spadku pogłowia stada podstawowego w krajach UE. Wynikają one prawdopodobnie z coraz gorszej opłacalności produkcji żywca, i w dłuższej perspektywie mogą ograniczyć nieco nadpodaż wieprzowiny na unijnym rynku. Według specjalistów dostrzegalna poprawa sytuacji może nastąpić w połowie roku. Wszystko zależy jednak przede wszystkim od przebiegu epizootii ASF na Starym Kontynencie. Jeżeli uda się zatrzymać dalszy rozwój choroby, być może za kilka miesięcy cieszyć będziemy się z wyższej opłacalności produkcji. Jeśli jednak choroba rozszerzy się na większy obszar, wówczas produkcja wieprzowiny w Unii Europejskiej stanąć może pod poważnym znakiem zapytania.

Miejmy nadzieję, że nie spełni się czarny scenariusz, i za kilka miesięcy faktycznie opłacalność produkcji zacznie odbijać od dna. Rolnicy przyzwyczajeni są wprawdzie do cyklicznych załamań rynku, jednak nie można w nieskończoność sprzedawać żywca poniżej kosztów jego produkcji.

Źródło: http://www.farmer.pl